piątek, 25 września 2015

To już jest koniec, nie ma już nic

Można przepracować cały okres przygotowawczy,  zapierdzielać w afrykańskich upałach, zrealizować w blisko 100% plan i dzień przed startem docelowym pożegnać się nie tylko z myślą o nowej życiówce, ale o samym udziale w imprezie. Tragedia? Może nie, ale załamka na pewno :(

341 km w lipcu, 360 km w sierpniu, 3 tygodnie przed maratonem życiówka w starcie kontrolnym w półmaratonie i zamiast szykować się jutro do biegu - mogę sobie co najwyżej baterię do aparatu naładować i oswoić się z myślą o roli kibica-fotografa :(

Jak nie kijem go, to pałką

Zaczęło się tydzień temu (Bieg o Sztachetkę w Płotach - 10 km) od przeziębienia. Katar jak katar - leczony trwa 7 dni, nieleczony tydzień więc paniki nie było (faktycznie dziś po katarze nie ma śladu). Niestety w środę dopadło mnie coś w rodzaju grypy żołądkowej, tyle tylko, że w moim odczuciu 100x silniejszej niż zwykle.



Pozamiatało mną okrutnie - skończyło się zasłabnięciem i nocną wizytą pogotowia ratunkowego.

Dwa dni jednak wystarczyły by stanąć na nogi i szykować się do biegu. Może już nie po nową życiówkę, bo ostatnie 7 dni na pewno odcisnęły się na organizmie, ale przynajmniej na imprezę dla funu.

Prognoza na bieg jest niemal idealna.


I co? I nic! Mało? Mało!

Jakby tego wszystkiego było mało dziś (piątek) na rozruchu zupełnie niespodziewany ból w łydce sprawia, że nie jestem w stanie nawet truchtać ... Skąd się wziął ból w nodze, skoro dwa dni leżałem w domu?! Pojęcia nie mam! Fatum czy znaki z góry? Nie wiem co się stało, ale załamkę mam totalną. Nie tak to sobie wyobrażałem, nie tak to miało być.


Miał być rozruch, skończyło się ledwie na marszu :(


Co dalej?

Trzeba się pozbierać, wyleczyć co popsute i przebudować kalendarz biegowy, tak żeby już zupełnie nie stracić jesieni, a dodatkowo wyciągnąć z niej to co jeszcze się da.

Mówią "Co nas nie zabije to nas wzmocni!" Oby


sobota, 19 września 2015

Mój nagorszy bieg ever

Mój najgorszy bieg ever :/ I tu nie chodzi - Broń Boże - o organizację, trasę czy pogodę - mowa o samopoczuciu. Od samego rana nie czułem bluesa. Już w nocy zaczęły się problemy z gardłem ("drut kolczasty" i ból przy przełykaniu) i jakieś ogólne rozbicie. Najwyraźniej bierze mnie jakieś dziadostwo :/

W Płotach przed biegiem dobra rozgrzewka, dobra pogoda a jednak od startu po prostu nie szło. Czułem, że to nie jest mój dzień. Nie było zabawy a kolejne kaemy mijały bardzo ciężko. Praktycznie od 6-7 km nie walczyłem już o czas a bardziej o ... przetrwanie :/
Ostatecznie na mecie zaledwie 00:41:23, 36. msc OPEN i 9. kategoria.

 Na pocieszenie płyta Panasewicza - FOTOGRAFIE i pendrive - trafione w losowaniu nagród po biegu :)



Dzisiejszy dzień nie napawa optymizmem przed czekającym mnie za tydzień Maraton Puszczy Goleniowskiej Już pal licho sam bieg, gorzej, że faktycznie coś mnie zaczyna brać i teraz priorytetem jest zduszenie tego w zarodku, bądź wyleczenie się na Kliniska. Gorące mleko z miodem, czosnek, wódka z pieprzem i inne takie pójdą w ruch, byle tylko było dobrze za tydzień.


Międzynarodowy Bieg Uliczny "O Sztachetkę"
Wyniki http://www.domtel-sport.pl/insidethecode/files/6381-pl.pdf

            http://www.domtel-sport.pl/index.php?sub=wyniki&id=1651





       

czwartek, 3 września 2015

To było to!


To był nasz najlepszy urlop ostatnich lat. Był czas na wszystko: i na bieganie, i na konkretne jedzenie, i na zwiedzanie i na wypoczynek z browarem w ręku :) Odczucie mogło być pewnie odmienne, gdyby padał deszcz i było zimno, ale tym razem jednak wszystko zagrało perfekcyjnie :)


Gdy na początku roku robiliśmy plany urlopowe wybór padł na sprawdzony pensjonat w Szklarskiej Porębie. Szybki telefon, rozeznanie w temacie i ... rezygnujemy. Powód? Koszty! Wcześniej jeździliśmy tam przed lub po tzw. sezonie wysokim. Tym razem padło na końcówkę sierpnia i ew. koszty nie bardzo nam się spodobały ;)

Zdecydowaliśmy się poszukać czegoś innego, niekoniecznie w samej Szklarskiej. Chodziło głównie o miejsce, w którym dziecko mogłoby się czuć i bawić bezpiecznie na powietrzu, a my spokojnie przy tym odpoczywać.

Przypadek zdecydował, że na Facebooku trafiliśmy na ślad Agroturystyki Izerski Potok.Po 5 minutach wizyty na stronie www.izerskipotok.pl uznaliśmy, że to jest właśnie to! Szybka decyzja, zaliczka i już na początku roku wiedzieliśmy, że główny urlop spędzimy w Górach Izerskich.


Przyjemne z pożytecznym

Kolejnym punktem programu był przegląd imprez biegowych w okolicy pod koniec sierpnia. Padło na Letni Bieg Piastów, który idealnie się wpasował w mój urlop. Dwudniowa impreza: 10 km, Półmaraton i Maraton, a do tego biegi dla dzieci - czego chcieć więcej. Na maraton się nie zdecydowałem, bo równo miesiąc później czyli 26.09.2015 startuję w Maratonie Puszczy Goleniowskiej. Dyszka trochę za krótka, ale Górski Półmaraton pasował mi idealnie :)


Miejscówka

Jaka pogoda panowała w sierpniu 2015 każdy doskonale wie. My baliśmy się tylko powtórki z rozrywki, a więc załamania pogody akurat w czasie naszego urlopu, co w przeszłości często miało miejsce. Prognozy pogody były bardzo różne, ale ostatecznie było tak jak latem być powinno: słonecznie i ciepło, by nie powiedzieć upalnie.



Izerski Potok okazał się być dokładnie taką miejscówką jaką opisali jego właściciele na www.izerskipotok.pl. Bez ściemy, bez "upiększaczy" - dokładnie tak prezentuje się w 'realu' jak w necie :) ale o tym, później i więcej w osobnym wpisie :)


Bieganie

Jadąc na urlop porzuciłem wszelkie rozpiski i plany. Co innego bowiem, moje rewiry na płaskim pograniczu POL-GER, a co innego tereny w Górach Izerskich. Postanowiłem pobiegać sobie totalnie dla przyjemności, tak aby przy okazji zwiedzić najbliższą okolicę.



Pierwsze kaemy zrobiłem rano - dzień po przyjeździe. Wyszło tego 12.88 km. Pagórkowata trasa od razu przypomniała mi gdzie jestem ;) Widoki, spokój i zapach - bajka :)



Na spontanie postanowiłem podbiec m.in. do Podziemnej trasy turystycznej "Kopalnia św. Jan" w Krobicy.









Drugie wyjście było w piątek, dzień przed startem w Letnim Biegu Piastów.



Kilometraż już mniejszy, bo 9.59 km, ale trasa wcale nie łatwiejsza.


Celem była budowla, która rzucała się w oczy z całej okolicy.





Sobota to danie główne czyli Górski Półmaraton w ramach letniego Biegu Piastów w Jakuszycach.


Debiut

Z racji tego, że jeszcze nigdy nie brałem udziału w typowym biegu górskim (nie licząc Gryfińskich Biegów Górskich ;) i Biegu na K2 w Szczecinie) do startu podchodziłem spokojnie. Nie mając żadnego doświadczenia w tego typu zawodach przystępowałem do nich bez szczególnych założeń. Ot, start treningowy, dla funu. Jedyne co mi świtało w głowie to "nie zarżnąć się" tu na maxa, bo przede mną tydzień później 25. Międzynarodowy Półmaraton PHILIPS Piła, a w perspektywie Maraton Puszczy Goleniowskiej.

Wyjazd


Do Jakuszyc musieliśmy wyjechać około 8:00 (start 11:00), tak, żeby spokojnie odebrać pakiet startowy i "puścić" syna w biegu przedszkolaków (10:15). I tu warto się na moment zatrzymać.

Tegoroczna edycja Letniego Biegu Piastów była imprezą dwudniową. Na sobotę zaplanowano marsze nordic walking, półmaraton i maraton, na niedzielę Jakuszycka Dziesiątka - bieg na 10 km. Dodatkowo w oba dni odbywały się biegi dziecięce oraz gry i zabawy dla najmłodszych. Te ostatnie to typowy strzał w "10", szczególnie dla urlopowiczów i wczasowiczów ;)

Odbiór pakietu, rozgrzewka, bieg półmaratoński czy maratoński - wszystko to zajmuje kilka godzin, które dla rodzin biegaczy nie specjalnie mogą wydawać się atrakcyjne. Szczególnie na otwartym terenie Polany Jakuszyckiej - gdzie słońce grzało w ten weekend niemiłosiernie. Dlatego fajnie, że coraz więcej organizatorów imprez biegowych myśli o atrakcjach okołobiegowych dla nie startujących członków rodziny.


Pierwszy poleciał Igor, o którego start się trochę obawialiśmy. Chłopak różne ma czasem humorki, i mogło się tak zdarzyć, że powie NIE i tyle z biegu ;) Tym razem jednak wszystko mu przypasowało, pobiegł z bananem na ustach i z dumą odebrał po biegu swój medal :)


Teraz tak sobie myślę, że jeszcze lepiej by było, gdyby biegi dzieci odbywały się w czasie biegów głównych, ale i tak narzekać nie można. Rodzinka dała radę i za to duże słowa uznania dla niej :)





No to zaczynamy

0 11.00 przyszedł czas na "starego" ;) Piona z synem, buziak od żony i ruszam na start. Staram się ustawić gdzieś bliżej czoła, bo razem ze mną jest tu około pół tysiąca ludzi. Słońce grzeje na maxa, cienia "zero" więc z niecierpliwością czekamy na start. Wreszcie strzał i lecimy :)


Początek spokojny, dobieg do lasu po asfalcie. Jeden zakręt, drugi zakręt i zaczynamy podbieg na "Samolot" po typowej dla biegu nawierzchni.



Droga pod górę sprawia, że w odróżnieniu od płaskiego biegu grupa tak szybko się nie rozciąga. Dla mnie trochę za ciasno stąd zaczynam wyprzedzać. Nieprzyzwyczajony do kamieni pod butami mam lekkie problemy, które już niemal na początku biegu o mało nie wykluczyły mnie z dalszej rywalizacji :/

W pewnym momencie prawa stopa ucieka mi z kamienia i czuję ostry ból. Syczę, klnę pod nosem, a za chwilę zaciskam zęby. Lecę jednak dalej, ale prawą nogę stawiam bardzo delikatnie, w zasadzie się nią tylko podpieram.

Szybka analiza - jeśli skręciłem nogę to daleko nie pobiegnę, jeśli ją tylko podkręciłem w stawie skokowym to "rozbiegam" to dziadostwo i chyba dam radę.

Kolejne kroki - dalej boli, ale z każdym metrem jakby odrobinę mniej. Jest nadzieja, że zrobię jeszcze te 21 kaemów i dobiegnę do mety po medal.

                                                                                                                                                    CDN :)